Tokarz pije wódkę w sejmie

- Piłeś! Znowu upiłeś się jak świnia – piekliła się.

- Piłem – potwierdził spokojnie. – Tak trzeba, kobieto. Kiedy to wreszcie zrozumiesz?

- Nie zrozumiem, bo się boję. Im więcej pijesz, tym bardziej się boję. Takie życie w strachu to koszmar!

- A widzisz, to odwrotnie niż ja. Jak piję to niczego się nie boję.

- To wiem. Im więcej wypijesz, tym odważniejszy i mądrzejszy się robisz. Nie ma rzeczy, której byś nie załatwił...

- No to sama rozumiesz, że muszę pić – przerwał jej zniecierpliwiony.

- Nie gadaj głupstw. Mocny to jesteś w gębie. A jak wytrzeźwiejesz to nawet nie pamiętasz, co komu naobiecywałeś.

- Tak trzeba kobieto. Na tym właśnie polega polityka. Na obiecywaniu i zapominaniu. Zwalił się z ulgą na kanapę.

- Do reszty zgłupiałeś?

- No, no. Nie zapominaj się. Wiesz do kogo mówisz? Posłem jestem. Rządzę całym krajem! – usiłował bezskutecznie prawą stopą zdjąć buta z lewej.

- To ty nie zapominaj, że w tym domu rządzę ja!

- Wiem, wiem. Jak umowa to umowa.

- No dobrze. A jak ci tam dzisiaj poszło? – schyliła się, pomogła mu oswobodzić stopy z butów i ułożyć się na kanapie.

- Perełko, nie za bardzo. Czuję, że coś się szykuje. Mówię ci, kurwa, coś śmierdzi. Cholernie cuchnie!

- Nie wyrażaj się, w domu jesteś. To z kim dzisiaj piłeś?

- To nie o dzisiaj chodzi, to już trwa od jakiegoś czasu. Ludzie się jacyś dziwni zrobili. Wiesz, że nikomu nie ufam i na wszelki wypadek piję z każdym kto namawia i chce stawiać.

- Tak wiem, twoja polityka to nie wychylać się.

- Dosyć się nawychylałem z szeregu, nadstawiałem głowy za innych. Ty myślisz, że jak dostałem się do Warszawy, do Sejmu? Ale teraz trzeba zmienić politykę. Teraz trzeba się okopać i utrzymać na pozycji. To jest wojna na śmierć i życie, Perełko. Wiesz ilu jest chętnych na mój poselski stołek?

- Wiem, miliony.

- No to wreszcie zrozumiałaś. Trafiony zatopiony. Kimnę się godzinkę, a później pójdziemy na kolację. Przygotuj się.

                                                                  *

 

Wykąpana, siedziała w fotelu, kończyła malowanie paznokci, gdy usłyszała głos spikera: ... poseł Andrzej Tokarz w stanie bardzo ciężkim przewieziony został do szpitala...

Na ekranie mignęło czarne volvo doszczętnie zmiażdżone. Spojrzała w stronę kanapy. Poseł Andrzej Tokarz spokojnie pochrapywał przez sen. Lewa ręka szeroko rozłożona dotykała podłogi. Zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu przeczytała ”żona”. Zerwała się przewracając buteleczkę z czerwonym lakierem. Nie zastanawiała się nawet sekundy. Pobiegła do przedpokoju, wyciągnęła największą z walizek i zaczęła się w panice pakować. Dokumenty, karty kredytowe, biżuterię, włoskie buty, futro, najdroższe wizytowe sukienki. Już raz to przeżywała. Została wtedy z niczym. Zjawiły się służby specjalne i położyły łapy na wszystkim. Tym razem będzie sprytniejsza. Zamówiła taksówkę. Do drugiej walizki spakowała laptop, dyktafon, całą kolekcję pen drajwów, aparat fotograficzny i kamerę. Musi się zabezpieczyć, nie wiadomo, co się przyda. W wolne miejsca upychała luksusową bieliznę. I wtedy w drzwiach przedpokoju stanął Andrzej.

- Co się tu do cholery dzieje?

- To ty mi powiedz, dlaczego leżysz w szpitalu i walczysz o życie? Co to wszystko znaczy?

- Nie wiem kurwa, ale to się musi wyjaśnić, bo to jakaś pomyłka. Przecież jestem tutaj, cały i zdrowy.

- O nie kochany, to ci się tylko tak wydaje. Ty oficjalnie może już nie żyjesz. Szybko coś wymyśl, bo chyba chcą cię usunąć. Już zacierają ślady. Dzwoniła też twoja żona. Dla mnie tu już nie ma miejsca. Chyba sam rozumiesz?

- No coś ty, Perełko. Chcesz mnie teraz zostawić?! A nasza miłość?

- Uspokój się. Naszej miłości nic nie grozi. Jak wszystko się wyjaśni, uspokoi to przecież wrócę, kochany. A teraz pomóż mi znieść te walizki, bo taksówka już czeka.