Zamieniam się w słuch

Miejscem akcji jest cichy i senny pub w niezbyt prestiżowej części miasta. Postacią, która stanowi oś opowieści jest barman. Samotny, z przeszłością, która wyrzuciła go poza główny nurt życia i spowodowała, że chętnie podjął się prowadzenia pubu. W niewielkim pomieszczeniu na zapleczu urządził sobie skromne miejsce do życia i cierpliwie zaczął odbudowywać pozrywane przez zmienny los i wcześniejsze wydarzenia kontakty.

Jowialny, zawsze ciepło uśmiechnięty człowiek za barem stał się po niedługim czasie pełnym cierpliwości słuchaczem osobistych opowieści. Każdy klient mógł liczyć na jego niczym niemal niezakłócony czas słuchania, a po południu na miskę zupy według autorskiego przepisu. Wieczory mogły trwać tyle, ile potrzebowali rozbawieni goście, na których z wysokości swego barowego stołka barman patrzył pobłażliwie.

Przeróżne były opowieści, których przyszło mu wysłuchiwać. Najpierw przeważały pijackie bełkoty o tym, że „on/ona mnie nie rozumie”, „życie jest do dupy”, „ludzie, rozumiesz, są chuje” itd. Z czasem, kiedy stali bywalcy pubu poznawali się coraz lepiej, zaczęły się nawiązywać między nimi pierwsze bliższe znajomości, nieśmiałe sympatie, zaczęto też skrzykiwać się do pomocy przy przeprowadzce czy malowaniu, świętowano urodziny, imieniny, awanse zawodowe i naukowe. Wspierano po uzyskaniu pierwszej informacji o zdradzie, oblewano rozwody. Szczególnie hucznie obchodzono różne dni np. dzień kobiet, chłopaka, nauczyciela, pracownika służby zdrowia, każdy klient był przecież kimś, miał jakiś zawód. A opowieści, które płynęły ponad blatem bufetu były coraz bardziej osobiste, intymne, czasem prawie szeptane do ucha cierpliwego, uważnie słuchającego barmana.