Rok

Wyraźnie coś go gryzło. Nogę na nogę założył i czoło swe jak świeżo zaorane pole zaczął palcami masować. Bruzdy i tak wcale nie znikały, ale widać było, że problem ma. Siedział.

- Przyznam, że mam z nimi niejakie problemy. Owszem, dobrze znam ich naturę i przyzwyczajenia. Dobrze rozróżniam fochy od zwykłej złośliwości. Całkiem łatwo poznaję ich kaprysy i grymasy, czy też ich słabości natury.

Jako ich ojciec, a raczej no powiedzmy autorytet, który niejedno w świecie widział i z niejednego oceanu wodę pił i na niejednym zamarzniętym stawie na wiatrowych łyżwach jeździł, oraz nie raz i nie dwa piaski pustyni gołymi stopami deptał.

Mam ich dwunastu jak tych zbójców w Powrocie Taty. Każdy z nich trochę inny choć naturą swoją najbardziej bratu czy to następnemu czy poprzedniemu jest podobny. Dość płynnie ich charaktery się przenikają. Połączyłem ich zatem w trzyczęściowe kwartały i dla większej jasności można je rozróżnić w ramach tych przedziałów.

Stary już jestem i niebawem pożegnać mi się z tym światem przyjdzie, więc coś w rodzaju podsumowania chcę po sobie zostawić. Piszę to w tajemnicy przed moimi syneczkami, żeby żaden nie próbował wpłynąć na mnie, abym jakiejś niechętnej mu uwagi nie zrobił i złej oceny dla potomnych po nim nie zostawił. Postaram się całkiem rezolutną opinię przedstawić.

Zaczynam od pierwszego.

 

Styczeń

Ten zawsze będzie uwikłany pomiędzy swymi sąsiadami. Ten co ma dużo z poprzednika, ale też bierze wiele z następnego. Taki pomiędzy nimi. Taki co to styka się z jednym, ale już podąża za następnym. Puszy się, bo hucznie zaczyna Nowy Rok, hucznie i z przytupem. Zaczyna też nowy ten zwyczajny rok i skupia na sobie uwagę w zakresie życzeń i postanowień noworocznych. Niby zimowy, ale często udaje greka i popuści sobie i nie zauważy, że śniegu więcej trzeba dla podratowania autorytetu. Ale gdzie tam, jemu wszystko wisi, bo i tak wie, że jest we wszystkim pierwszy. „Od nowego roku postanawiam …” tak słyszy co chwilę i w główce dawno mu się przewróciło. Oto, taki jest ten Styczeń.

 

Luty

Karczma pod Lutym Turem”. Pamiętacie z Krzyżaków?

Luty to po prostu rozjazd między teorią, a praktyką. Niby wszyscy lecą buty podkuwać, a tu lipa. Zamiast mrozu chlapa i błoto. Dawniej – mówią niektórzy, dawniej to panie były mrozy największe w lutym, ale gdzie te czasy… On może jedynie tym się wyróżnia spośród pozostałych braci, że wyraźnie krótszy o dzień lub dwa, a taka niepełnosprawność to dość dokuczliwa cecha. Dlatego kapryśnik z niego nie wąski i złośliwiec jak każdy kaleka. Dodadzą mu łaskawie co cztery lata jeden dzionek, ale nie wiem czy to wystarczy na jego zamrożone ambicje. Cały współczesny Luty.

 

Marzec

W marcu jak w garncu. Tak, to jest bliskie prawdy, bo jak z tego garnca nagle podnieść pokrywkę, to powietrze z niego całkiem inaczej smakuje. A słońce tylko czeka kiedy wiatr przegoni chmury, żeby pokazać co potrafi. A już w marcu potrafi, że hej… Potrafi nieźle obsmażyć wczasowe twarze w Zakopanem. Babki same niecierpliwie czekają na wiosnę, a ona tuż… tuż, tylko trochę musi po polach pochodzić, ptaków nabałamucić, że warto do słoneczka buzie wystawić i już się obietnica spełni, że w tym roku będzie lepiej niż w zeszłym. A to durne ptactwo i drobna zwierzyna dają się nabrać na taką gadkę , bo też biednemu zawsze wiatr w oczy, a ten jegomość przynajmniej jakąś nadzieję na lepsze jutro zapowiada, Taki smarzec ten Marzec.

 

Kwiecień

Czujesz ten coraz wyraźniejszy zapach. Kwiaty. Już je widać nie mówiąc o tym, że pachną niby to nieśmiało, ale jak niektóre konwalie zajadą to… o, bracie lepiej miej się na baczności. No i te podfruwajki co szukają miejsc lęgowych. Zrób naprędce małą budkę dla ptaków, zamocuj na pierwszym lepszym drzewie, a zobaczysz. Miło być Panem Bogiem dla skrzydlatych stworzeń. Budowlanki nie kończyły, więc domek gotowy czeka na nich w twoim ogrodzie. A te ludzkie podfruwajki coraz częściej chodzą „do figury”. Co niejeden wypadek spowodowało, bo taki zapatrzony w odsłonięty biust kierowca woli patrzeć na dalekie marzenia, a bliskich zagrożeń nie widzi. Toż to Kwiecień.

 

Maj

Pupilek i ulubienic większości. Od jego nazwy powstało chyba najwięcej ciepłych i przymilnych słów. Piosenek, znajomości, miłości i miłostek. No i te, jak im tam… słowiki na jego cześć najpiękniej po nocach śpiewają. W nocy samiczki stadami lecą, więc ptaszkowie pięknymi trelami zwabiają je do siebie. A jeden pan i jedna pani to nawet lubią tych słowiczych piosenek słuchać kiedy tak przytuleni leżą na kocu w nocy, w dodatku w szczerym polu. Maj, maj – w to mi graj.

 

Czerwiec

Taki przejściowy między majem, a następnym braciszkiem. Oj, potrafi zaskoczyć, potrafi. Albo upałem, albo deszczówką. Raz tak, raz inaczej. W ogródkach i na przydomowych grządkach, a także na parkowych skwerkach, pełno już tych kolorowych główek, postrzępionych kropideł, dzwoneczków co tylko kształtem i barwą dzwonią. A najwięcej słonecznych mleczy na wianki. Pod koniec czerwca, płyną całą gromadą specjalnie plecione, żeby na wodzie jak najdłużej się utrzymać od źródeł do samego morza wianki dziewczęce. Puszczone z radością, nadzieją, oczekiwaniem, ale także niestety dość często także z płaczem i nieszczęściem. To właśnie w czerwcu takie sprawy, bo najkrótszy dzień ma tyle samo sekund, minut, godzin co najkrótsza noc.

Tylko w czerwcu. Czerwiec i już.

 

Lipiec

Uważaj, bo może cię zaskoczyć. Pluchą, burzami. Nawalnymi opadami. Uwaga na powodzie. Najgorsze, że co roku w innej części kraju. A lipy kwitną jak co roku i dają sławę swemu czasowi. Trochę przereklamowany. Więcej tu nadziei niż faktów. A kto nie pamięta lipców mokrych opadami bez przerwy i na okrągło.

Na targowiskach świeże owoce kupować można i smakować ile wlezie. Stragany coraz bogatsze, a nasze torby z zakupami coraz cięższe. Za to portfele lżejsze. Witamy, komu, komu, bo idę do domu… A nad morzem, ty na kocu, a tu nagle – ku ku ry dza go to wa na!!! …o rzesz ki w cze ko la dzie!!! …

I jak tu nie kochać tego, co cały z lipy…

 

Sierpień

Dobry jeśli ciepły, a czasem cieplejszy niż lipiec. Kiedy wracaliśmy z nad morza, na polach stały snopki zboża. W każdym regionie odmienne. Na Pomorzu mendle, te kopice z nałożoną czapeczką żeby zbytnio nie zamakały w razie deszczu.

W środku Polski lalki albo maderki z fikuśnymi czapkami z jednego, albo dwóch snopków. Na Podkarpaciu zaś ułożone na krzyż albo koliście kłosami do środka, też zgodnie z tradycją, przykryte daszkiem z jednego, a czasem i do trzech snopków. Żniwa ten najtrudniejszy i najbardziej znojny okres pracy na wsi. Dzisiaj taki wielgachny potwór wjedzie o świcie na pole zbożowe. A pod wieczór już śladu po łanie zboża. Wszystko ścięte wymłócone i nawet cała przyczepa ziarna do stodoły zwieziona. Co teraz będą malować malarze. Dobrze, że Van Gogh zdążył uwiecznić te łany szczerozłote i grupę żniwiarzy w tradycyjnie białych koszulach i jak w południe, w największy upał siadali do posiłku, po którym w obowiązkową drzemkę zapadali. Tak było w te sierpnie, których już nie ma i które się nie wrócą.

 

Wrzesień

To szkoła i wojna. Ten sam termin. I zbieranie kasztanów na cmentarzu w drodze ze szkoły. Lepiej napchać nimi worek na kapcie na miejscu i dopiero w domu uwalniać je z kolczastych czapeczek. Po zdjęciu czapeczek widać brązowe łysiny lśniące jakby pociągnięte lakierem. Kto nie pamięta zapachu ziemi kiedy grzeje wrześniowe słońce i wydobywa zapach smażonych liści. Potem całkiem suche trzeszczą pod butami, że tylko chodzić po nich i w nich brodzić, aż będziesz miał dość.

 

Październik

Kilka dni zdarzy się jeszcze ciepłych. Można nawet podbiec do sklepu w samej marynarce. Albo z parkingu przy willi Decjusza bez kurtki podejść do środka po pięknych schodach. Ziąb cię nie dogoni, bo przed salą, gdzie idziesz, samoobsługowa kawa czeka. Ale zapowiedź chłodów już czuć w porannych mgiełkach, a zwłaszcza w bezwietrznych wieczorach i dreszczowatych nocach. No i przybyła z wakacji do miasta ostatnia dostawa powakacyjnych samochodowych maruderów…Jest już komplet pojazdów, więc pora na pierwsze korki i pierwsze powakacyjne stłuczki..

 

Listopad

Memento Mori, już przy starcie. Suche liście na płytach, tych marmurowych u bogaczy i tych średniaków co ich stać na lastrykową płytę, a także na ziemnych zapomnianych mogiłkach, wyglądają zawsze jak dekoracja. Zostawiam je w spokoju, bo i tak spadną następne. Cały ten nieszczęsny chodzący koklusz w szaliku i rękawicach. Chodzi za mną i złe myśli podsuwa. - A, idź że gdzieś w pole albo nad wodę. Tam możesz zawracać kijem Wisłę.

A herbata, choć czarna, dobrze rozjaśnia w głowie.

Grudzień

Ani śladu śniegu. Ale słyszy się, że w górach już hale pokryte są prześcieradłami, a gdzie niegdzie nawet watowaną kołderką. Kto lubi i musi i kogo stać, jedzie gdzie śniegu skolko ugodno i szusować można od rana do wieczora i to podobno całymi kilometrami ciągle w dół. Jak to dobrze, że beze mnie. Jeszcze zakupy prezentów i święta. Acha, jeszcze moje imieniny całkiem nie w porę, ale tak każe rozpoczęta w czasie studiów tradycja.

 

Kocham ich wszystkich, całą dwunastkę, ale dopiero jak pierwszy z ostatnim się spotkają to uważam, że spełniłem swój obowiązek, a oni wtedy przypominają sobie o mnie. Owszem, czekam żeby wreszcie jakieś podsumowanie nastąpiło. Więc kiedy zdarzy się ten niewyjaśniony dotąd moment styku starego roku z nowym, ja przeważnie z pokorą z jednej strony, przechodzę do historii, a z drugiej strony biorę na swoje barki dalsze śledzenie losów tego świata. I tak to się kręci od stuleci.

- A ty, co w te klawisze czarne trzaskasz pamiętaj, że z tych wszystkich którym było z tobą po drodze, do historii przechodzą przeważnie najwięksi dranie, ale też nieliczni wspaniali i szlachetni i to po specjalnej selekcji, bo jest ich zdecydowanie mniej. A teraz odejdź łaskawie, bo w myśleniu mi wyraźnie przeszkadzasz.

Zdjął nogę z kolana, wstał powoli zmęczony tym siedzeniem. Chwilę dał odpocząć zaoranym bruzdom. Rozejrzał się i kiedy przekonał się, że go nie widzę, ujął głowę w obie ręce i jak koszykarz przed rzutem za trzy punkty, zaczął kręcić głową jakby chciał wykręcić ją z szyi i czułem, że jak globusem za chwilę rzuci ją do kosza. Nie mogłem na to patrzeć. Nie mogłem…