Bohater dzieciństwa

 Rysiek zawsze był dla mnie kimś ważnym. Ba, był idolem, bohaterem. Wpatrzony byłem w niego jak w bóstwo. W dzieciństwie doczekać się nie mogłem wakacji. Nie, żebym szkoły nie lubił, ale jego chciałem widzieć. Wypytywałem sąsiadów, kiedy  przyjedzie i czy na pewno. A znaliśmy się jeszcze przed szkołą, od małego przyjeżdżał z mamą do dziadków Cieślików.

 On to miał pomysły! Szkoda gadać! Łaziliśmy wszędzie razem, do lasu, na cmentarz w nocy potajemnie, albo kąpać się w stawach. Nieraz się też złościłem na niego, bo dokuczał mojemu Moruskowi. Potem wolałam zamykać psa, żeby nie chodził za mną. A tak w ogóle, to za Rysiem przepadałem. On chętnie dzielił się wszystkim, co miał, a miał fajne rzeczy, wszystko od ojca z Anglii: miał skórzaną piłkę - no człowieku na tamte czasy to było coś; starsze chłopaki się zbiegali, razem kopaliśmy - miał dużo widokówek, książek i taką śmieszną blaszaną małpę, co wspinała się po sznurze - do dziś to wszystko pamiętam. Mówili, że ten jego ojciec ma w Londynie drugą babę i dlatego nie wraca, ale listy pisał, paczki im posyłał.

 Rysiek tęsknił za nim bardzo, bo właściwie, to on taki był półsierota bez ojca. I wymyślił , że do niego pojedzie… To wtedy była nasza wielka tajemnica i musiałem złożyć przysięgę, że nikomu nie zdradzę. On miał wszystko przemyślane, zaplanowane- ucieknie z domu, pojedzie do Gdyni,  przedostanie się na statek, tam schowa i dotrze do Londynu. Kopertę z adresem nosił stale przy sobie, pamiętam nawet znaczek z królowa Elżbietą. Wyobrażacie sobie! Chłopak niecałe 13 lat, powojenna bieda, granice zamknięte. No kurcze! Imponował mi tymi pomysłami i odwagą; wierzył, że się uda! Mało tego, marzył stale o pływaniu po morzach - znał pewnie całą flotę polska i europejską, jakieś dziwne nazwy, już nie pamiętam. Dziś mogę mówić o tym, ale wtedy nie. Absolutnie! Nikomu! A wiecie, że mnie też się to udzieliło; razem mieliśmy pływać, zapaliłem się strasznie. W domu ani mru mru, ale marzyłem o innym życiu, niż gospodarowanie na tym kawałku pola. 

Tak, tak, wtedy uciekł z domu z Krakowa. Dotarł do Gdyni, ale tam w porcie go złapali i odstawili z powrotem. Po roku czy dwóch znów próbował. Miał konflikt z matką, raz coś ukradł i dostał się do poprawczaka. A dalej wiecie. Przyjechał tu do dziadków, chwytał się  tego i owego, Nie bardzo mu wychodziło, i z tą kobietą, co ją przywiózł z miasta, w końcu  się rozwiódł. Nie miał lekkiego życia. Ale to dobra dusza i wolny człowiek.

No to za bohatera mojego dzieciństwa…