Pobudka

Wargi były lekko rozchylone. Z pozoru nieruchome, jednak tuż pod cienką powłoką pomarszczonego naskórka, czuło się tętniące potoki życiodajnych płynów. Ta górna, z wyrazistym środkiem, który jednak bardziej służy do wskazania miejsca skąd rozpoczyna się ten niezbyt głęboki parów, wyraźnie oznaczony niewielkimi wzdłuż całej długości grzbietami. Na samym dole tej małej jakby rynienki, zakończonej trójkątnym szpicem jest wskazówka umiejscowiona symetrycznie i wskazującą na środek wargi dolnej. Teren jest wyraźnie uśpiony, a leciutki nalot wilgoci świadczy o oddychaniu skóry, a ledwo dostrzegalny puch zarostu, zatrzymuje na niej tę nocną mgłę.

Podobne ślady obecności osiadłej, wilgotnej mgły dostrzegam powyżej, w okolicach, gdzie są schowane w zagłębieniach, zaokrąglone te dwie półkule odpoczywające, okryte cienkimi przykrywkami. Każda zakończona ostrymi, podwiniętymi palisadami włosków. One strzegą dostępu wszelkim niepożądanym intruzom przed wtargnięciem w strefie najbardziej delikatnego organu. Miejsca umożliwiającego strategiczny kontakt ze światem zewnętrznym, ale również wzajemnie - miejsca pozwalającego na zajrzenie w głąb ludzkiej duszy.

Wyraźnie coś dzieje się pod tymi cienkimi powłokami. Powieki jak delikatne żaluzje, powstrzymują dwie niespokojne kule i osłaniają je cienkimi błonkami przed samowolnym uwolnieniem się spod tych delikatnych pokrywek. Jednak to nie potrwa długo. Czas skutecznego powstrzymywania ich przed podniesieniem tych obydwu wypukłych kurtyn, kończy się nieuchronnie. Kiedy kurtyny pójdą w górę, etap ten będzie oznaczał początek powrotu do świata realnego.

Dzisiaj trudno byłoby doszukać się tego efektu staranności, uzyskanej wczoraj, w przygotowaniu kasztanowych pukli włosów do nocnego wypoczynku.

Miejsce i pora całkowicie tłumaczą specyficzny nieład i uroczy nieporządek. Stan ten oznacza bowiem ruch, życie i zrozumiałą dla wszystkich poranną zalotność. Doprowadzanie ich do porządku rano, będzie równie zalotne, jak to wieczorne.

Jest jednak coś, lub co gorsza, a przecież jest możliwe, że jest ktoś, kto jej powrót do świadomości, świadomie utrudnia. I biada mu, jeśli go dzisiaj zidentyfikuję. Biada mu, jeśli stanie mi na drodze i największa mu biada, jeśli nie zwróci mi mojej własności. Nawet nie zamierzam z nim rywalizować, nawet nie potrzebuje wysuwać swoich argumentów. I tak wszelkie racje są po mojej stronie.

Powoli dobiegało końca panowanie nocnego władycy, teraz pora na moje panowanie. Więc sięgam po nią i z ramion wielkiego, ale jeszcze nie wszechwładnego Morfeusza przejmuje w swoje ramiona swoją własność.

 - Iwona, wstawaj, już pora...