Czterolistna koniczyna

Sylwia zamknęła furtkę i weszła na chodnik prowadzący do wejścia małego domu.

Z prawej strony wybrukowanej ścieżki rosły różne gatunki żurawek; bordowe, zielone i żółte. Z pomiędzy dekoracyjnych liści żurawek wyłaniały się rabatowe róże oraz górowało kilka skupisk wysokich fioletowych irysów. Nad skrajem podłużnej rabaty od strony chodnika pochylały się niskie krzaki lawendy.

Sylwia przystanęła. Obróciła się na prawą stronę. Tu pojawił się całkowicie odmienny widok. Najbliżej ścieżki rozrosły się krzewy hortensji bukietowej i trzy róże parkowe.

Uwagę dziewczyny przykuła większa plama kwietna. Na łące dominowały złocienie zwyczajne, zwane popularnie margaretkami.

- Ach to roślina, na którą Serbowie i Chorwaci mówią ivancica, gdyż zakwita przed dniem świętego Jana.

 Sylwia przypomniała sobie, że u dawnych Jugosłowian ta roślina wiąże się z nocą świętojańską i wróżbami miłosnymi.

Z domu wyszła, w długiej niebieskiej sukience starsza pani, Martyna - ciotka Sylwii.

- Jak miło zobaczyć ciebie Sylwusiu w ten czerwcowy piękny dzień. A cóż cię do mnie przygnało panienko - rzekła starsza pani na powitanie siostrzenicy. Widzę, że spodobała ci się moja łąka kwietna. No to chodźmy tam - zachęciła i wprowadziła Sylwię do naturalnej części ogrodu.

- Widzisz moja kochana panienko, margaretka to królowa łąki. Rośnie w towarzystwie żółtych kwiatów, komonicy zwyczajnej, jaskra ostrego, brodawnika pospolitego takiej miniaturki mniszka - objaśniała ciotka i wskazywała na poszczególne kwiaty.

- Ciociu, ale ty masz dobrą pamięć - odpowiedziała Sylwia podziwiając znajomość botaniczną swej ciotki.

- Moja droga, tu wyrosły różowe firletki poszarpane, a tam wybujały liliowo-fioletowe kwiaty świerzbnicy. Koniczynę i wykę to oczywiście znasz; nie muszę ci tłumaczyć .

- Ja znam tylko chabry i maki - odrzekła skromnie Sylwia.

- Chabry rozwinęły się tutaj, różne, jest i chaber łąkowy i chaber austriacki i chaber bławatek, modraszkiem zwany, a tu pysznią się niebieskie ostróżki polne.

Nad głowami kobiet przeleciało kilka kosmatych, owłosionych trzmieli, które lot swój obwieściły buczeniem. Łąka stanowiła siedlisko motyli i chrząszczy. Uskrzydlone owady, ważki , modliszki, motyle sprawiały, że łąka była pełna życia. Radosne bzyczenie pszczół wywoływały miłe doznanie lata, a przelatujące od kwiatka do kwiatka owady kołysały delikatnie łodygi traw i polnych kwiatów.

Sylwia przykucnęła nisko i poczuła niesamowicie miły zapach, mieszaninę słodyczy i świeżości, kwiatów i ziół. Woń ulegała zmianie. Tu pachniały rumianki i krwawnik. Zapach w jednym miejscu łagodniał, w innym się wyostrzał, ożywiał, by nieco dalej stać się  znowu kojącym.  

- Ciociu! Znalazłam czterolistną koniczynę - zawołała Sylwia, trzymając łodygę białej koniczyny.

- Cieszę się, moja kochana panienko. To dobry znak dla ciebie, oj dobry znak. Zasusz ją panienko. Noś przy sobie. Oj szczęściara z ciebie, jedna na dziesięć tysięcy, panienka szczęściara – śmiała się żartobliwie Martyna i spoglądała na Sylwię.