Królik po berlińsku

 Jedna strona. 10 minut pisania. O filmie dokumentalnym w reżyserii Bartosza Konopki „Królik po berlińsku”. Nie napiszę. Najwyżej mogę zasygnalizować to, o czym nie zdołam napisać.

Nie napiszę o wolności, a „Królik po berlińsku” to przede wszystkim film o wolności. Dla mnie wolność jest najważniejszą z wartości. Franz Kafka napisał: „A jak wolność zalicza się do najbardziej wzniosłych uczuć, tak i odpowiadające jej złudzenie należy do najwznioślejszych.”

Nie napiszę o „zimnej wojnie”. O tym, jak ścierają się imperia, dwie potęgi atomowe, dwa obozy. Powstają granice, mury, giną ludzie. Wszystkie króliki to widziały.

O szczęściu – nie napiszę. Okazuje się, że można być wolnym będąc zamkniętym i można być szczęśliwym mając ograniczony horyzont.

O autentyczności, też nie napiszę. Można być autentycznym żyjąc pozorami wolności i szczęścia, bo jest się sobą, bo przecież jest życie i daje ono zadowolenie czyli wszystko jest naprawdę, jest autentyczne.

O więźniach i strażnikach – nie napiszę. Widok enerdowskich strażników przypomniał mi słynny stanfordzki eksperyment więzienny Philipa Zimbardo z 1971 roku. Wystarczy podzielić przypadkowe króliki, przepraszam – ludzi na dwie grupy: więźniów i strażników i dramat się zaczyna. Natychmiast po podziale ludzie wchodzą głęboko w swoje role. Strażnicy zaczynają znęcać się nad więźniami. Tak bardzo, że Zimbardo po tygodniu przerwał eksperyment, żeby nie doszło do tragedii.

Nie napiszę o mongolskich stepach. Dość dawno, pod koniec studiów odbyłem podróż do Mongolii i tam brałem udział w polowaniu na – nie, nie na króliki, tylko na świstaki. Ale te łebki królików, z filmu Bartosza Konopki, wychylające się ciekawie z norek wyglądały bardzo podobnie do łebków świstaków z mongolskich stepów. Nie udało mi się ustrzelić żadnego świstaka ale jadłem go później upolowanego przez Mongołów popijając kumys.

O kuchni – nie napiszę. O króliku w warzywach, w sosiku, na słodko lub na ostro. Jadałem w dzieciństwie króliki często. Ojciec hodował je w takiej komórce, brałem udział w ich zabijaniu, obdzieraniu ze skóry i zjadaniu.

Królik jest sympatycznym zwierzątkiem i okazuje się być wdzięcznym towarzyszem ludzkich losów, także bohaterem filmowym czy literackim.

John Updike jest autorem kultowej powieści: „Uciekaj króliku”, której bohater – Harry Angstrom o przydomku „Królik” ucieka od wyjaławiającej życiowej stabilizacji w poszukiwaniu prawdziwych wartości. Królik tak bardzo udał się Updike`owi, że napisał jeszcze dwie kolejne powieści, w których kontynuował losy Harry`ego „Królika”.

W niezwykle pięknej książce: „Wodnikowe wzgórze”, Richard Adams wykreował cały króliczy świat. Opisuje perypetie królików zagrożonych zagładą ze strony ludzi. Króliki maja swoje imiona, indywidualne cechy psychiczne, charaktery, mówią, mają swój język, kochają się, przyjaźnią, mają swoje życie społeczne, tworzą własne legendy.

A parę dni temu, tu na miejscu, Pani Magdalena Tulli opowiadała o swoich inspiracjach, które doprowadziły ją do pisania o króliku.

Najwyraźniej królik jest dla nas interesujący i inspirujący. Mówiąc, pisząc, tworząc o króliku, mówimy, piszemy, tworzymy o sobie. Opowiadamy o ludzkich losach, o naszych wartościach, naszych przemyśleniach, fascynacjach, lękach, obawach i marzeniach.

Sądzę że jeszcze nie raz spotkam się gdzieś z królikiem – może po krakowsku.