Ćwiczenie literackie - "Koksownik"

Jest zima w Krakowie i tak mroźno, że na ulicach rozpalono koksowniki. Nie bez przyczyny, bo to nie jest zwyczajny dzień. Miasto czeka na przyjazd Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Pewnie w kawalkadzie aut objedzie Rynek, a potem z przejmującym wyciem syren policyjnych uda się na lotnisko, ale to nastąpi dopiero za parę godzin. Na razie zbierają się grupki osób wokół koksowników i rozmawiają. Tym bardziej, że może nie sam przyjazd, ale jego powód, jest mocno kontrowersyjny i każdy z mieszkańców ma na to swój pogląd. Dwaj starsi panowie stojący obok siebie mają podobny ??? i to zbliżyło ich na tyle, że spokojnie rozmawiają z sobą, przywołując wspomnienia stanu wojennego i tego braterstwa, które ogarnęło wtedy wszystkich. Chłopak stojący obok przysłuchuje się im, przeżuwając powoli rozmokłą bagietkę i w duchu dziwi się tym opowieściom. Przyszedł tu z dworca, właśnie przyjechał warszawskim expresem, był bardzo głodny. Bagietka jest taka sobie. Najlepiej było by nakarmić nią gołębie, a ci faceci obok zadziwili go. Mówią o tak odległych czasach i najwyraźniej to ich pasjonuje. Pomyślał, że starość jest nudna, pozostają wspomnienia i słowa. Tymczasem on spieszył się, a ta chwila przy koksowniku to jego przerwa śniadaniowa. Zaraz pobiegnie dalej na spotkanie w akademiku. Musi ustalić termin i trasę zimowego rajdu rowerowego, na co wszyscy zainteresowani już niecierpliwie czekają. Właściwie, pomyślał, można to było zrobić telefonicznie lub przez internet, ale wtedy nie było by nocnego spotkania przyjaciół w malutkim pokoju z łomocącą w tle muzyką. Pewnie te dziadki mają rację – rozmowa jest najważniejsza.