Królik po berlińsku

 „Królik po berlińsku” to kawałek współczesnej historii, znakomicie pokazany poprzez dokumentalne zdjęcia i opatrzony ironicznym komentarzem czytanym przez Krystynę Czubówną – lektorkę filmów przyrodniczych z lat PRL, co ma swój wydźwięk.

Groteskowość filmu bierze się z porównania ze sobą poczynań ludzi i królików. To opowieść pokazująca dwie zamknięte społeczności – króliczą i ludzką – nie zdające sobie sprawy z podobieństwa sytuacji, w której się znalazły i dziwiące się sobie nawzajem. Zamknięte w matni, tresowane, głodzone i zabijane przez kogoś potężniejszego od jednych i drugich, próbują znaleźć drogę ucieczki. Absurdalność ludzkich poczynań, manifestowanie swojej wyższości, tym bardziej podkreślają królicze próby życia i przeżycia, podejmowane instynktownie i ciągle na nowo.

 Zadziwiające jak szybko po wojnie wrócono do znanych sposobów izolowania i wymuszenia posłuszeństwa, zasieków, murów, drutów i mordów. Jak znakomicie poczuli się znowu w mundurach panowie. W tej ponurej opowieści są również sceny groteskowe, jak chociażby marchewkowe pole na Placu Poczdamskim, gdzie każda z marchewek – dla ochrony przed królikami – jest otoczona drucianym szyszakiem. Czyżbyśmy tylko w ten sposób potrafili sobie radzić z przeciwnościami?