Karol senior, Karol junior

(fragment wspomnień)

Wuj Karol zrobił maturę w Gimnazjum Sobieskiego w Krakowie i zdążył zaliczyć rok podchorążówki piechoty we Lwowie, zanim zagarnęła go wojna. Najciekawszy, tajemniczy i bardzo lubiany brat mamy. Tuż po wojnie, jeszcze zanim się urodziłem, opuścił dom rodzinny i tkwił gdzieś tam na tym swoim „zachodzie”; tu był wyczekiwany, przez ciągnące się w czyżyńskiej codzienności dni i miesiące. Raz, dwa razy w roku wpadał na parę dni, dlatego ciągle pytałem mamę - Kiedy przyjedzie wujek Lolek?

Lolek nie wrócił z wojny 1939 roku. Jako kapral podchorąży wyjechał w sierpniu do swojej podchorążówki we Lwowie i przepadł. Wrócił dopiero na wiosnę 1940, akurat w czasie gdy jego przełożeni prawdopodobnie ginęli w Katyniu. Wiecznie zapracowana babcia Katarzyna, jego mama, brała mnie wieczorami na kolana i kiwając się rytmicznie ze mną w ramionach, opowiadała o tym jak go poszukiwała jesienią trzydziestego dziewiątego. Pamiętam przytulne ciepło jej ciała i głos tuż nad moim uchem, jeszcze ciągle pełen emocji; minęło przecież ledwo kilkanaście lat. Ja miałem kilka.

Głos babci wydobywał z mojej wyobraźni obrazy nigdy nie widziane, zbudowane jej opowieścią; zagnieździły się w mojej pamięci i mogę je teraz bez wysiłku przywołać. Moje najwcześniejsze wspomnienia, jeszcze sprzed narodzin; są starsze ode mnie o kilkanaście lat. Widzę więc babcię w kwietniu 1940 siedzącą w oknie domu swojej siostry Wiktorii Żelazkowej, stojącego do dziś przy drodze z Krakowa do wtedy Mogiły, a dziś Nowej Huty, obok starego austriackiego fortu, zamienionego z czasem w Park Lotników. Babcia przyszła do starszej siostry wypłakać się nad nieznanym losem swojego Lolka. Minęło osiem miesięcy jak opuścił dom, wojna się skończyła; Polska, podobnie jak w ich dzieciństwie, znów nie istnieje, a trwała ledwie dwadzieścia lat; żyją teraz w Generalnym Gubernatorstwie, tyle że w dzieciństwie rządził lubiany Cesarz Franciszek, a teraz hitlerowiec Hans Frank; a i władze Rzeczpospolitej nie popisały się we wrześniu dając drapaka do Rumunii. „Siedzą zryczane” przy oknie i widzą idącego drogą żołnierza w resztkach munduru. Babcia zrywa się i biegnie – Zapytam go, może spotkał gdzieś Lolka. Nieznajomy, nierozpoznany żołnierz, okazał się być zmienionym nie do poznania Lolkiem. Słyszałem tę opowieść z ust babci wielokrotnie i za każdym razem, gdy stawała w swym opowiadaniu przed tym nieznanym żołnierzem mówiącym do niej – Mamo, to ja, Lolek… głos jej się łamał i ocierała oczy.

Pamiętam też ten wrześniowy ranek 1939 roku. Ogłuszający warkot przelatujących nisko nad domem samolotów, jakiś inny niż zwykle, nigdy nie słyszany w Czyżynach mimo nieodległego lotniska, wypędza babcię z domu. Przestraszone oczy sąsiadów, jak ona wywabionych hałasem, łoskot wybuchów i ryk wznoszących się stromo w górę samolotów. Niemcy zbombardowali stację kolejową i lotnisko. Rozpoczęła się, prorokowana przez czyżyńskich pesymistów, wojna z Niemcami. Zaraz potem widzę oczami babci wóz, zaprzężony w dwa konie, pędzący ulicą Centralną. Na wozie, wymoszczonym słomą, znajoma kobieta mieszkająca niedaleko stacji PKP, skrwawiona, nieprzytomna; pamiętam staruszkę kuśtykającą po Czyżynach na drewnianym szczudle zakończonym gumowym krążkiem. Teraz kiedy o niej piszę przypomina mi się jej nazwisko – Wawrowska.

Mija kilka dni i widzę babcię uciekającą z trójką dzieci, objuczoną tobołem pościeli; zabrała z domu w panice ucieczki - Idą Niemcy! - to co jej się wydawało najcenniejsze, z tego co dało się wziąć ze sobą w drogę. Daleko nie uszli. Kiedy obudzili się następnego dnia rano w przygodnej stodole ujrzeli, że na drodze miejsce uciekinierów, takich jak oni, zajęli żołnierze w obcych mundurach. Kilka wsi za Mogiłą, w Pleszowie, a może w Ruszczy dogonili i przegonili ich Niemcy, na swoich motocyklach i innych po raz pierwszy widzianych pojazdach. Nie było już gdzie uciekać. Trzeba było wracać. - Przynajmniej do domu było niedaleko. Po powrocie mama usiadła na schodach domu i rozpłakała się. Obok przysiadł niemiecki żołnierz w motocyklowych okularach opuszczonych na szyję, wyjął tabliczkę czekolady, pogłaskał mamę po głowie. Wojna przez moment pokazała inne oblicze i zagościła w Czyżynach na dobre. A raczej na złe. Ulicę Centralną tarasowała zmotoryzowana kolumna niemieckiego wojska.

No i zniknął gdzieś ojciec. Podziwiany przeze mnie dziadek werkmistrz Karol Górecki senior. Opuszczali dom w panice, ojciec był w pracy, w „Monopolu”, jak mówili wszyscy w Czyżynach o zbudowanej opodal, przy drodze do Mogiły, fabryce produkującej tytoń i papierosy. Kiedy, zaalarmowany, wrócił do pustego domu, pognał za nimi. W zapale pogoni szybko ich wyprzedził i nie wiedzieć czemu, zagarnięty falą uchodźców czy z jakiegoś innego powodu – dziadek był milczkiem – podobno opamiętał się dopiero w Rawie Ruskiej. On nie miał już do domu tak blisko jak żona z dziećmi. Googlam: Rawa Ruska; wschodnie Roztocze, już za Bugiem, dziś w granicach Ukrainy. Nigdy nie usłyszałem w rodzinnych przekazach wytłumaczenia co dziadka tak gnało? Strach? Panika? A może była to rodzinna, a może tylko dziadkowa, tajemnica? Już się tego nie dowiem. Miał wtedy 56 lat. Ożenił się dwadzieścia cztery lata wcześniej z młodszą o szesnaście lat wiejską dziewczyną, córką czyżyńskiego kmiecia; był najmłodszym dzieckiem w swojej rodzinie, miał pięć starszych sióstr. Nie wiem gdzie i jak zdobył swoje werkmistrzowskie wykształcenie, był przecież milczkiem.

Mieli z Katarzyną czworo dzieci, w chwili wybuchu wojny, dorastających. Wszystkie dzieci, łącznie z moją mamą, otrzymały wykształcenie, lub jeszcze się kształciły. Może wtedy, podczas wielkiej ucieczki, kiedy nie odnalazł w uciekającym tłumie żony i dzieci, kiedy został sam, poczuł się zmęczony rodziną; może po utracie z nią kontaktu poczuł wolność; może spotkał w drodze kobietę swojego życia i postanowił z nią stawić czoło wojennej zawierusze. Może uznał, że to ostatni dzwonek aby przeżyć wielki romans, na który zabrakło miejsca w mozolnym życiu toczącym się na zadupiu.

Dość, że odnalazł się dopiero po jakimś czasie, wracając do wybudowanego przez siebie domu, spłodzonych dzieci i drzew posadzonych w ogrodzie.

Był werkmistrzem, dziś powiedzielibyśmy mechanikiem. Ale powiedzieć o moim dziadku Karolu Góreckim mechanik, to nic nie powiedzieć. Zanim wybudował z babcią dom przy ulicy Centralnej, żyli z czwórką dzieci w tartaku w Trzebini, gdzie dziadek nadzorował wszystkie urządzenia tartaczne: od kotła parowego lokomobili, przez traki, szlifierki do ostrzenia pił, po kolejkę wożącą drewno na skład.

Właścicielem tartaku był Żyd, o którym babcia mówiła poczciwe Żydzisko; bo kiedy dziadek zachorował, jak się okazało „na suchoty”, poczciwe Żydzisko leczyło go na własny koszt, wysyłając do sanatorium w Zakopanem. Poczciwość właściciela tartaku musiała być duża bo wkrótce potem zbankrutował i cała rodzina, z chorym ojcem, musiała wracać na stare śmieci do Czyżyn, rodzinnej wsi babci. Wtedy właśnie, za zarobione przez dziadka w trzebińskim tartaku pieniądze, zbudowali dom przy ulicy Centralnej 71.

O tartaku napiszę przy okazji wspominania mamy bo od niej wiem najwięcej o ich życiu w Trzebini. Teraz dalej o dziadku Karolu.

Dziadek potrafił naprawić wszystko, zaprojektować i zbudować każdy użyteczny sprzęt. W czasach powojennej biedy i niedoboru wszystkiego, nasz dom pełen był „sprzętu zmechanizowanego” wykonanego rękami dziadka. Wszystkie moje najważniejsze wtedy zabawki wykonał dla mnie dziadek: koń na biegunach z ogonem z prawdziwego końskiego włosia i „złotymi” strzemionami (tego konia trochę się bałem, miał takie niepokojące spojrzenie); huśtawkę, w której mogło się huśtać dwoje dzieci, jak w tych odpustowych, siedząc naprzeciwko siebie; rower na trzech kółkach z niebieskim ceratowym siodełkiem, jakiego nie miało żadne czyżyńskie dziecko. Ale najwspanialsze dziadkowe zabawki były w warsztacie, zlokalizowanym na domowym strychu. Na tym strychu, pod okiem dziadka, rozpoczęła się moja zawodowa kariera; przy prawdziwym stolarskim stole z drewnianym imadłem; wśród hebli, pił i piłek, dłut i dłutek, wierteł i ręcznej wiertarki z korbką, którą do dziś przechowuję w mojej firmie na honorowym miejscu.

[…]

Komentarze

Welcome to buy 1 1 High Quality Reps Sneakers! Full brand Sneakers for you, Fast Shipping Professional After sales service here! Premium materials and Advanced technology make our Replica Sneakers the same as the reals! https://www.popsnkrsreps.com/reps-sneakers.html

Thanks for the step by step tutorial. Works like a charm! The solution worked for me thanks to the community and the members for the solution. https://www.bliadit.my.id/

This article contains some fantastic news. This is a fantastically engaging piece. Please keep writing and sharing articles like these. https://tourbali.id/