Filmowe przedpołudnie

Recenzja - Goltzius and the Pelican Company, reż. Peter Greenaway

To nie będzie tylko recenzja filmu „Goltizius and the Pelican Company”, chciałabym napisać również parę zdań o miejscu w którym go obejrzałam, o kinie Kika, malutkim , kameralnym. Ten pokaz to było jak seans grozy w dziecinnym pokoju. Siedziałam prawie na podłodze w odległości paru metrów od ekranu. Goltizius wychylał się z czarnego kadru, jego wielka twarz wisiała nade mną sugestywnie opowiadając tylko dla mnie niezwykłe historie. Byłam jedynym widzem.

Tego, że będą dotyczyły malarstwa, można było się spodziewać, reżyserem i scenarzystą był Peter Greenaway, a Goltizius, bohater tej historii to holenderski XVI wieczny malarz i rysownik, że reżyser nie będzie imitował świata realnego, a stworzy własny, też. Sztuczny, teatralny, w którym widzowie będą się co chwilę potykać o współczesne konstrukcje. Wszechobecne będzie w nim pożądanie i nagie ludzkie ciało. Ciało, czasami przystrojone w pióra, wstążki, wymyślne stroje z barokowych obrazów. Nie powinno nas to dziwić, jeżeli pamiętamy , że greccy bogowie byli obleczeni tylko w nagie ciała, a tutaj to dotyczy biblijnych proroków. Zresztą historie starotestamentowe też nabiorą trochę innego sensu, a właściwie zostaną odwrócone na nice. To gra którą reżyser toczy z nami, a Gltizius z księciem Alzacji. Niebezpieczna, bo władza już w pierwszych scenach przypomina, że jest prawdziwa a artyści czasami za igraszki z nią płacą krwią i życiem. Dużo tu kpiny z panujących i purpuratów, odniesień do poprzednich filmów reżysera, wszystko to na tle fresków i obrazów z epoki. Film przypomina opowieści szkatułkowe, a to sprawia, że czujemy się jak dzieci oglądające ukradkiem sprośne ryciny w starych księgach.