Młodość

Siedziała ukryta w stercie suchych gałęzi, wokół której biegał ogromny pies, a dzieci szturchały ją patyczkami. W końcu olbrzymia kuchenna rękawica zamknęła ją w uścisku i uniosła w górę. Spokojnie rozglądała się dookoła. Nie bała się, nieświadoma grozy i niebezpieczeństwa, którego uniknęła. W domu, nakarmiona, z niespożytą energią eksplorowała nieznany teren podłogi, traktując bezpardonowo i z taką samą ciekawością sprzęty i ludzi, wspinając się na stołowe nogi i opalone łydki dzieci. W końcu usnęła beztrosko w czeluściach kominka i dopiero rankiem zażądała pomocy miaucząc żałośnie. Nikomu nic niewinna i bez cienia wdzięczności, usadowiła się na kolanach, nie zważając  na obrzydzenie,  jakie budziły jej zaropiałe oczka i brudne, śmierdzące kupą łapki. Znużona usnęła tam spokojnie, nie przeczuwając, że właśnie teraz ważą się jej losy –  zostanie na wsi, czy wróci z nimi do miasta? Życie było rozkoszną zabawą, straszyły ją cienie jak wielki pies - ze swoim ogonem zjeżdżalnią i workiem treningowym. Patrzono z zachwytem na jej gibkie ciało, które nie znało ograniczeń i wdzięk, z jakim się poruszała. Przytulano do jej futerka twarze i buzie, zanurzano w nim palce przesuwając z lubością po nim dłonie. Dom ożył.