Kobiety, których unikam

Miałam kiedyś przyjaciółkę, z którą byłam bardzo blisko. Widywałyśmy się codziennie, spędzając wspólnie mnóstwo czasu. Wspólne wycieczki, wyprawy do kina, teatru czy filharmonii, to było nasze życie. Razem przeżywałyśmy wspólnie obejrzany film, zachwycałyśmy się wspaniałą interpretacją Artura Rubinsteina. Nie umiałyśmy niemal bez siebie egzystować, każdy dzień zaczynał się od telefonu czy kontaktu z miłą sercu osobą. Wszystko to jednak trwało do pewnego tylko, znamiennego w nieoczekiwane wydarzenie, czasu. Na wczasach lingwistycznych w Sopocie poznałyśmy uroczego pana, poliglotę, który nie tylko imponował nam swą wiedzą językową, lecz także zauroczył swym wyglądem, elegancją, zadbaniem i czarującym sposobem bycia. Jako że nigdy nie umiałam się zakręcić wokół mężczyzny, który mi się podobał, gdyż paraliżowała mnie nieśmiałość, oczywiście oddałam, wbrew mym intencjom, pole tej drugiej, mojej przyjaciółce, która ze swymi zamiarami nie dała na siebie długo czekać. Wkrótce owinęła wokół małego palca owego urokliwego pana. Stali się nierozłączną parą, co było już niedługo sensacją całego turnusu. Nie muszę chyba specjalnie akcentować faktu, iż od tego momentu przyjaźń nasza uległa rozbiciu, przestałyśmy się kontaktować, a ja od tej pory myślę o niej z niemalejącą z upływem lat wrogością.