Miłość od pierwszego wejrzenia.

To nie było dobre miejsce do żebrania dla małej, śniadej dziewczynki. W kamienne ulice wkroczyła już jesień ze strugami deszczu, marznącym błotem na chodnikach, przemokniętymi butami i lodowatymi stopami, nawet jeżeli były owinięte foliowymi workami. Gwałtowne podmuchy wiatru szarpały połami płaszczy.

Przechodnie przebiegali w pośpiechu nie zwracając uwagi na innych.

A jednak!

Pani, pani!

Młoda kobieta z psem na smyczy obróciła się i zwolniła kroku.

Biegła ku niej cygańska dziewczynka, w przydługiej kurteczce, która utrudniała jej ruchy. Wyciągała, jak wydawało się, proszalnie ręce.

Joanna, bo tak kobieta miała na imię, zaczęła nerwowo w kieszeniach szukać drobnych.

Niepotrzebnie.

Mała już kucała przy psie i wciskała buzię w wilgotną sierść. Wtedy od muru kamienicy odkleiła się opatulona chustami kobieta i zawołała rozkazującym tonem:

- Zoja!

Joanna nerwowo szarpnęła smyczkę i zniknęła za rogiem w parkowej alejce. Cały dzień prześladował ją obraz czerwonej kurteczki i człapiących w kałuży rozmokniętych adidasów. Myślała o małych, zaczerwienionych rączkach, wyciąganych do przechodniów.

- Uważaj, lejesz mi herbatę na spodnie!

 Nakrywała do kolacji i kątem oka zerkała na olbrzymi ekran telewizora. Jej wzrok przyciągnęły rozpaczliwe sceny z obozu uchodźców . Ulewny deszcz, ludzie z głowami schowanymi w plastikowych workach, ślizgający się w błocie, z dziećmi uczepionymi ich rąk, spodni.

Wybiegła do kuchni, dławiąc się jedzeniem.

- Rysio! Idziemy na spacer! No chodź, zagwizdała i zapięła mu obróżkę.

 - Szukaj, szukaj, zachęcała na ulicy, dopóki nie uprzytomniła sobie, że przecież zna tylko jej imię.

Parę dni później wieczorem snuli przy winku wakacyjne plany dalekich podróży i wtedy ona, niby od niechcenia spytała.

- A może adoptowalibyśmy dziecko? Artek - słyszysz, co mówię?

Roześmiał się.

- Dziewczyno , ty wracasz z gabinetu wieczorem , ja w ciągłych delegacjach. A poza tym masz psa. Daj spokój!

Wieczorne spacery raniły jej serce. Dzień w dzień na nowo pozbawiały nadziei, aż któregoś dnia wszystko się zmieniło. Przed bramą czekała na nią kobieta.

Pani kupić dziecko Zoja.

Joanna cofnęła się i oparła o ścianę z trudem łapiąc oddech. Zabrakło jej tchu.

Od czasu tego spotkania wracała do domu coraz później. Obcasy jej szpilek pokrywała warstwa błota a wnętrze auta i nowiutki flauszowy płaszcz, śmierdziały nieprzyjemnie, czymś skisłym, nieświeżym.

Ciągle czegoś zapominała, spieszyła się i traciła panowanie nad sobą. W kalendarzyku miała terminy spotkania z prawnikiem, biurem nieruchomości. Przeglądała w kółko oferty pracy z małych miasteczek, gdzieś przy wschodniej granicy.

- Aaaa, zatrudnię stomatologa z praktyką i protetyka.

W nocy budziła się i płakała cichutko. A równocześnie poruszała się energicznie, skupiona, każdy ruch był celowy.

Nie miała teraz dla nikogo czasu. Mówiła - później. Aż zniknęła.

Zostawiła list - czuły. „Życz mi szczęścia, całuję” i upoważnienie do sprzedaży mieszkania, przez nią podpisane oraz rozliczenie ich wspólnego konta.

Adwokat bezradnie rozłożył ręce.

- Miała do tego prawo, nie chciała być z panem. Lepiej pogodzić się z tym co się stało od razu.

Komentarze

Thank you very much for writing such a fascinating piece on this topic. Because of this, I intend to learn more about the topic. https://freegamesonline.io/

word games are games that is not difficult. But it's not easy either, It's better when you play it with your friend. You'll see an incredible level of word search https://wordgames.gg