Ile ja mogłam mieć wtedy lat? Pięć? Sześć? Nie pamiętam.
Pamiętam tylko tego kota. Wysmukły, czarny, tajemniczy. Siedział na komodzie i wodził za mną zielonymi oczami. Na kolorowej obróżce zawieszone miał jakieś dziwne talizmany.
Podoba ci się? Zapytała ciocia Danusia, kiedy żonglując szklankami z czarną jak smoła kawą przechodziła obok mnie.
Czy mi się podobał? Oj, podobał mi się, podobał mi się tak bardzo, że do dzisiaj jest symbolem mojego niespełnionego marzenia.
Kiedy podrosłam i nauczyłam się czytać, dowiedziałam się, że tajemniczy kot mojej ciotki to kot egipski. Od tej pory moim największym pragnieniem był wyjazd do Egiptu. Czytałam wszystkie dostępne książki, przewodniki, oglądałam filmy, jednym słowem solidnie przygotowywałam się i opracowywałam plan wyprawy. Wierzyłam, że Egipt to moje przeznaczenie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedy ja czegoś bardzo chcę, to to na pewno się nie spełni.
I tak najpierw jak ta durna, zakochałam się i moje marzenia zdryfowały w zupełnie inną stronę. Kiedy urodziłam syna utknęłam w piaskownicy, a szczytem wakacyjnych planów był wyjazd nad polskie morze. Potem wybuchł stan wojenny i straciłam nadzieję na paszport. Następnie wyjechaliśmy do RPA i było tyle egzotyki w zasięgu ręki, że o Egipcie chwilowo nie myślałam. Po przeprowadzce do Kataru znowu odważyłam się zamarzyć. Jako że nigdy nie interesowały mnie wyjazdy do kurortów i wylegiwanie się nad basenami, poszperałam i znalazłam rejs statkiem, który pozwalał na spełnienie moich planów. Kupiłam bilety spakowałam walizkę i nagle, te dwa samoloty, które gdzieś tam daleko w Ameryce wrąbały się - ech, szkoda słów. Rejs skasowano, a loty zawieszono.
Mieszkając w Omanie poznałam Egipcjankę Fatmę. Opowiedziałam jej o moim marzeniu. Zaprosiła nas do siebie. Mieliśmy razem pojeździć i zobaczyć wszystko to, co od tylu lat miałam zaplanowane. Wystarczyło wsiąść w samolot i … No właśnie to małe „i”. W Egipcie zaczęły się zamieszki. Zrobiło się niebezpiecznie i nasza podróż została odłożona na bliżej nieokreślony czas. Mój wymarzony Egipt widocznie nie jest mi pisany.
Kilka dni temu zadzwoniłam do mojej cioci Danusi i zapytałam, co się stało z jej pięknym egipskim kotem, który stał u niej na komodzie.
Egipski kot? Ja miałam egipskiego kota? Zdziwiła się bardzo. Coś ci się chyba pomyliło. Ale czekaj, czekaj, już sobie przypomniałam. Miałam kiedyś taką drewnianą figurkę czarnego kota. Kupiłam go chyba w Międzyzdrojach na wczasach, ale jakoś tak szybko zeszła z niego farba i wszyscy mówili, że czarny, że na pewno przynosi pecha, więc gdzieś go wyrzuciłam czy też dałam komuś - już nie pamiętam. Że też ty go pamiętasz. Byłaś wtedy taka mała.