Królik po berlińsku

Film zmusza do refleksji, więc na pewno żadnego widza nie pozostawił obojętnym. Dwa elementy najistotniejsze: króliki i mur. Obydwa wywołują falę emocji.

Króliki stworzenia żyjące dziko, swobodnie, doskonale dostosowują się do warunków otoczenia. Są ruchliwe, żywe, bystre, szybko się rozmnażają, co jest ich biologiczną siłą przetrwania. W filmie zostały zamknięte, odizolowane murem od reszty świata. Na nic nie miały wpływu, nikt im nie zagrażał, zostały naruszone prawa natury. Po wielu latach zaobserwowano, że króliki stały się bierne, apatyczne, rozpoczął się proces minimalizacji pracy mózgu.

Szybko utożsamiłam się z populacją królików urodzonych pomiędzy murami. Jestem pokoleniem powojennym, rosłam w okresie zamkniętych granic, bezpieczna, syta, kształcona według programów poprawnych ideowo, ocenzurowanych, wszelkie bunty tępiono w zarodku.

Na szczęście mur i w filmie i w mojej rzeczywistości został zburzony. Króliki szybko dostosowały się do nowej sytuacji. Na szczęście: „nasza planeta funkcjonuje jako ogromny organizm przystosowany do zmian, dzięki czemu życie na Ziemi będzie trwało bez względu na poczynania ludzi.” ( James Lovelock – Gaja. Nowe spojrzenie na życie na ziemi.)

A mury zawsze były i będą budowane przez ludzi. Obecnie modne są np. osiedla otoczone murem – dla osób bogatych, sławnych. Najgorszy jest jednak mur milczenia, obcości, obojętności, anonimowości, który rozrasta się w zastraszającym tempie. Nie interesujemy się ludźmi żyjącymi obok, nie znamy ich i nie życzymy sobie, żeby oni wkraczali w nasze życie. Gorzej, nie chcemy nic wiedzieć o sobie, chcemy być anonimowi, bo tak jest dla nas wygodniej i w naszym rozumieniu bezpieczniej. Zatracamy zdolność komunikowania się, rozmawiania twarzą w twarz, uciekamy w świat wirtualny, bo tam ukrywamy się za loginami.