Co mnie ostatnio oburzyło? – felieton

Kulinarne gadulstwo

Moje gołąbki to mistrzostwo świata, ostatnio robię z pekińskiej kapusty. Dziś na obiad była wątróbka, dodałam jabłko w trakcie smażenia, palce lizać. A moja rodzina nie wyobraża sobie życia bez szarlotki, jest tak pyszna, że cała blacha znika w ciągu kilku minut, po prostu niebo w gębie. Galaretka z nóżek, tymbaliki i bigos, prześwietny rosół i tort orzechowy.

Od samego słuchania zaczyna burczeć w brzuchu.

Te smakowite stwierdzenia, to nic innego, jak elementy, z których buduje się własny wizerunek. Nie szkodzi, że nieraz musimy nieźle konfabulować dla jego poprawy. Gadulstwo, w tym przypadku kulinarne, czyni z nas arcymistrzów, chociaż wątróbka była niejadalna, o gołąbkach mamy mizerne pojęcie, a szarlotkę kupujemy w cukierni. Najdziwniejsze jest to, że często sami w to wierzymy i żadna konkurencja nie jest w stanie zagrozić naszej pozycji. Dla wizerunku potrafimy przekroczyć granice rozsądku. Najważniejsze, że wydaje nam się, że przekonaliśmy świat o swojej wyjątkowości.

Gadulstwem podpieramy się w swoich niedoskonałościach, ułomnościach, kompleksach. Wystarczy sugestywnie się zaprezentować i już wygrywamy mistrzowski tytuł. Autentyczność i szczerość to cechy coraz bardziej deficytowe.

Lista dziedzin, w których można zaistnieć dzięki gadulstwu jest nieograniczona. Dzielą się na damskie i męskie, bo tu zrównanie płci postępuje dość opornie. Gotowanie pozostaje więc specjalnością bardzo kobiecą, mimo, że Ludwika do rondla zaproszono już kilka dekad temu. Panowie specjalizują się w innych tematach, ale o tym innym razem.