Kosmita

Janka spieszyła się. Chciała wziąć prysznic, przebrać się w piżamkę, zrobić sobie herbatkę, kanapki i zdążyć z tym wszystkim na swoje seriale. Dzisiaj maraton: ”Barwy szczęścia”, „M- jak miłość” i „Doktorzy.” Odkąd tak ułożyli program telewizyjny polubiła poniedziałki.

Nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie. Ktoś wyrwał jej torebkę. Gdy się odwróciła poczuła silne pchnięcie i upadła na osiedlowy trawnik. Już miała krzyknąć z bólu, gdy jakaś dłoń zdławiła jej usta, a napastnik ważący tonę usiadł na niej okrakiem.

            - Bądź cicho, to może cię nie zabiję! – wycharczał.

            Próbowała się szarpać, ale ból przeszywający udo wstrzymał jej oddech. Była pewna, że bandyta złamał jej nogę.

Bandzior przygniatał jej twarz lewą ręką, a prawą zaczął manipulować przy spodniach. Przerażona złapała jego kaptur naciągnięty na głowę i ściągnęła go. Natychmiast otrzymała silne uderzenie w twarz, nie zdążyła zobaczyć napastnika.

Nagle poczuła, że dzieje się coś niepojętego. Odzyskała oddech, ponieważ mężczyzna zerwał się na nogi i zaczął kręcić się wokół swojej osi. Charczał przy tym strasznie, próbując jednocześnie uwolnić się od czegoś, co oplatało mu głowę i szyję.

Poderwała się na nogi i nie oglądając się pobiegła w stronę klatki schodowej. Nerwowo wystukała kod dostępu i zanim drzwi puściły obejrzała się za siebie. Napastnik klęczał na ulicy, obydwiema rękami próbował uwolnić swoją szyję, na szczęście bezskutecznie. Zanim zatrzasnęła z hukiem drzwi stwierdziła, że bandziora zaatakowało jakieś włochate zwierzę.

Wbiegła na schody i zatrzymała się dopiero przed swoim mieszkaniem. Drżącymi rękami wyjęła klucze z kieszeni kurtki, a chwilę później z ulgą zamknęła solidne, antywłamaniowe drzwi na wszystkie trzy zamki. Serce waliło jej jak oszalałe, pobiegła do łazienki by zwymiotować. Ochlapała twarz wodą i osłonięta miękkim ręcznikiem podeszła do okna w pokoju. Widziała stamtąd mały parking i trawnik, na którym została zaatakowana. Nikogo nie było. Spokój. Teraz sama nie mogła uwierzyć w to, co jej się przytrafiło. Powinna zadzwonić na policję, ale telefon był w torebce. No właśnie, torebka, a w niej wszystkie dokumenty i karty bankomatowe! Jeszcze raz zlustrowała dokładnie teren oświetlony przez lampy. Torebki nie było. Na co ona głupia liczyła?

Usiadła w fotelu, włączyła telewizor, próbowała skupić się na treści serialu, bezskutecznie. Czuła się fatalnie, obolała i bardzo nieszczęśliwa. Samotność, która do tej pory wydawała się najlepszym sposobem na życie pokazała jej swoją najgorszą stronę. Wiedziała, że powinna przede wszystkim zablokować swoje karty, ale nie wyobrażała sobie, by mogła w tej chwili opuścić mieszkanie.

Poszła do kuchni zrobić sobie herbatę. W przedpokoju poczuła, że ktoś stoi za jej drzwiami. Nikt nie zadzwonił, ani nie zapukał, nic nie stuknęło, nie zaszurało, a jednak była pewna, że ktoś tam stoi. Przerażona cichutko podeszła do drzwi i popatrzyła przez wizjer. Pusto, nie było nikogo. Wstrzymała oddech i nasłuchiwała.

 

Naprawdę nikogo nie było. A jednak w niej rosła pewność, że coś jest za drzwiami. Ta niepewność była straszna. Delikatnie założyła łańcuch i powoli otworzyła jeden po drugim wszystkie zamki, cały czas lustrując przez wizjer klatkę schodową. W końcu się zdecydowała, uchyliła drzwi. Na wycieraczce stała jej torebka. Zaskoczona już wyciągała po nią rękę, gdy zauważyła przytulony do niej kawałek futerka w kolorze brązowo-rudym. Bardzo przypominał jej Filusia, kochanego pieska sprzed lat. Cofnęła rękę i cichutko zagwizdała. Futerko nie zareagowało. Nie zauważyła też pyszczka, ogonka ani łapek. Jeszcze raz rozejrzała się po pustym korytarzu i szybko zabrała torebkę wraz z przyklejonym do niej futrzakiem. Zatrzasnęła drzwi i pozamykała wszystkie zamki. W chwilę później ze zdziwieniem zauważyła, że futrzak leżał już w pokoju na jej kanapie.

- Kiedy to zrobiłeś, spryciarzu? Szybki jesteś – zauważyła.

Nie otrzymała odpowiedzi. Machnęła na niego ręką i zajęła się torebką. Sprawdziła wszystkie kieszonki, niczego nie brakowało. Odzyskała telefon, dokumenty i nietknięty portfel. Odetchnęła z ulgą.

W telewizji pojawiła się czołówka kolejnego serialu, ale Janka nie zwróciła na to uwagi. Jej życie było znacznie ciekawsze. Patrzyła na to coś leżące spokojnie na jej kanapie i ciekawość walczyła w niej ze strachem. To coś absolutnie nie wyglądało groźnie, a było. Uratowało jej życie. Wolała nie myśleć, co by się z nią stało, gdyby nie to?

- Słuchaj, chciałam ci podziękować, byłeś wspaniały, a może wspaniała?

- Cisza.

Musisz mi jakoś powiedzieć kim jesteś, bo oszaleję – poprosiła. – nie wiem, co mam robić, co myśleć?

- …

- Może ja śnię i wystarczy się obudzić? – pomyślała. Powinnam się uszczypnąć? Bzdura! Całe ciało miała obolałe, ten napad na pewno nie był snem.

- Widzę, że nie porozmawiamy, czy mogę cię dotknąć? – poprosiła. – nie zrobisz mi krzywdy, prawda?

- …

Usiadła na drugim końcu kanapy. Położyła przed siebie obydwie dłonie i obróciła je kilka razy raz wierzchem, a raz spodem.

- To są moje dłonie – tłumaczyła - za chwilę cię delikatnie dotknę, jak tego nie chcesz to daj mi jakiś znak.

- …

Przesiadła się bliżej, nic. Jeszcze bliżej. W końcu delikatnie dotknęła futerka. Było mięciutkie i milutkie. Gładziła je z coraz większą przyjemnością. Znowu pomyślała o Filusiu. Nie wyczuwała jednak żadnych mięśni, kształtów, ciepła, bicia serca, oddechu. Próbowała go podnieść, ale natrafiła na opór więc zrezygnowała.

- Czyżby on nie był z tego świata? – pomyślała. – Kosmita? Bzdura! Nigdy nie lubiła fantastyki. Dziwiła się, że dorośli, inteligentni ludzie pasjonowali się życiem stworów z innych galaktyk. Nie oglądała też filmów o krwiożerczych istotach z kosmosu. No, może z wyjątkiem E.T. i Alfa.

- Jesteś z kosmosu? – spytała wprost.

- Tak.

Zdrętwiała z wrażenia, ręka zawisła w powietrzu nad futrzakiem. Ma halucynacje? Głosu na pewno nie usłyszała, ale wiadomość do niej dotarła.

 

- Skąd jesteś?

- Z kosmosu.

- Po co przyleciałeś?

- Mam misję do spełnienia.

- Pokojową, mam nadzieję?

- …

- No, coś ty, chyba nie chcecie zniszczyć naszej Ziemi?!

- Nie.

- Uf – odetchnęła z ulgą. – Rozmowny to ty nie jesteś. Ale, ale. Jak to się dzieje, że my rozmawiamy? Znasz język polski? W filmach wszyscy kosmici mówią po angielsku.

- Nie rozmawiamy, w waszym rozumieniu.

- Aha, telepatia. Czytasz moje myśli?

- Nie.

- Nie? No dobrze, nie chcesz to nie mów. Chciałam tylko żebyś wiedział, że bardzo jestem ci wdzięczna za to, że mnie uratowałeś.

- Wiem.

- Ty wszystko wiesz, ale ja nic nie wiem o tobie – zniecierpliwiła się.

- Potrzebuję twojej pomocy.

- Naprawdę?! – ucieszyła się. – To świetnie, najlepiej od razu wyrównać rachunki; przysługa za przysługę.

- Muszę znaleźć takie miejsce: Willa Decjusza.

- To nie problem, mam Internet, zaraz sprawdzimy. Wy też macie Internet?

- Nie. To zbyt prymitywne.

- Rozumiem. To tak jak dla nas jaskiniowcy. A co ciekawego jest w tej Willi?

- Kod poezji.

- Skąd wiesz?

- Udało nam się przechwycić ducha Szymborskiej, ale nie miała kodu. Nie mogła go zabrać ze sobą. Ukryła go, by odrodził się w następnym pokoleniu. Tyle lat czekaliśmy, aż poetka opuści Ziemię i wszystko na nic.

- I myślisz, że tam, w tej Willi go znajdziecie?

- Tak nam powiedziała.

Janka poczuła się bardzo zmęczona. Za dużo tego wszystkiego na jeden wieczór.

- Słuchaj, bardzo się śpieszysz? Jest noc, odłóżmy to na później. Może jesteś głodny, chcesz pić?

- Nie.

- Ale ja jestem. Zrobimy tak. Wezmę prysznic, zrobię sobie herbatę, coś zjem, a później znajdziemy tę Willę w Internecie, ok.?

- Dobrze.

Szybko zamknęła się w łazience i puściła wodę. Rozebrała się i weszła pod prysznic. To coś czytało jej myśli, musi jakoś mu zakłócić odbiór, szum wody spadającej na jej głowę powinien zadziałać. Musiała przemyśleć problem.

Noblistka, Wisława Szymborska umarła. Jej duch został przechwycony przez kosmitów, którzy myśleli, że tajemnicę pisania wierszy zabrała do grobu. Tymczasem okazało się, że to tak nie działa. Duch poezji zostaje na Ziemi i przypada w udziale następnemu poecie. Dlaczego kosmitom tak bardzo zależy na poezji? Bo ludziom na Ziemi niestety nie. Poetów się wyśmiewa, tępi i traktuje jak darmozjadów. Kto ma dzisiaj czas, i ochotę na czytanie poezji? Niewielu. A wygląda na to, że kosmici uznali umiejętności naszych wieszczów za najcenniejsze i bardzo chcą je zagarnąć dla siebie. Co nam pozostanie, gdy duch poezji zniknie z naszej planety?

No i następna sprawa, dlaczego właśnie ona ma podjąć tak ważną dla ludzkości decyzję? W końcu jest tylko bibliotekarką, która kocha poezję i nie chce by ludzie stracili ten dar, chociaż widzi, że nie cenią jej wcale. Z drugiej strony jak nie oddamy jej w dobre ręce, a sami zniszczymy, to w sumie nikt nie skorzysta. Co zrobić, pokazać mu drogę czy nie?

 Było jej bardzo przykro. Takie dobre stworzenie prosiło ją o pomoc. Zrobiło dla niej więcej niż ktokolwiek inny w jej życiu. Była mu winna przysługę. I musi mu odmówić?!

Oj, Janka ty nie bądź taka naiwna. Ty myślisz, że na taką misję wysłali tylko jego jednego? Może to cała inwazja kosmitów? Jak nie ten to inny dotrze na miejsce. Trafią bez twoich wskazówek, wcześniej czy później. Ale może o to chodzi, by później? Najtrudniejsze zadanie w życiu, to podjęcie właściwej decyzji.

Janka zakręciła wodę bardzo z siebie zadowolona. Znalazła rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Kosmita dotrze do Willi Decjusza, bez jej udziału, ponieważ czternastu uczestników „Projektu Saga” zrobi wszystko, by mu wskazać właściwą drogę.

 W pokoju już nikt na nią nie czekał, kanapa była pusta.