Co mnie oburza

Może oburzenie to za mocne słowo. Może wystarczyłoby te zjawiska określić jako drażniące. Ale doświadczam tego kilka razy w ciągu dnia i ta powtarzalność, częstotliwość skutkuje właśnie oburzeniem.

Rano, kiedy włączam radiową dwójkę, przemiły skądinąd spiker oprócz informacji o pogodzie i wiadomości dnia czuje się w obowiązku – nawet w styczniu – podać, ile to dni pozostało jeszcze do końca roku! Dlaczego nie do końca świata?!

Po południu, chcąc sprawdzić w Telegazecie program TVP, zanim kliknę na właściwą stronę, czuję się zaliczona do grona bywalców agencji towarzyskich.

A kiedy uda się obejrzeć coś mądrego, zanim zdążę wyłączyć telewizor, wyskakuje jakiś pajac reklamowy lub – kabaretowy i robiąc coś w rodzaju „ oka” do widza, usiłuje skasować poprzedni nastrój i zaznaczyć, że to on jest tu gospodarzem.

I po co ja ciągle płacę abonament!