Trzy epizody z żółwiem

Gosia niedawno ukończyła 4 lata. Już w nosidełkach poznawała z rodzicami świat, była w górach , nad morzem zbierała muszle, ma w domu akwarium. Od pół roku chodzi do przedszkola. Jakiś czas temu ze swoją grupą zwiedziła ZOO i odtąd z wielkim zainteresowaniem słucha o zwierzakach, ogląda je na obrazkach i w filmach.

W ubiegłą niedzielę była z Mamą w Lasku Wolskim. Akurat przechodziły koło dużego mrowiska, kiedy Gosia z radością zawołała: Mamuś patrz, jaka olbrzymia muszla! - To nie muszla córeczko, to skorupa małego żółwia. – Żółwia? A gdzie ten żółwik? – I co jej powiedzieć? – Gosia na szczęście odpowiedziała sobie sama: Już wiem! – zawołała – na pewno poszedł na wycieczkę, a skorupkę zostawił, bo za ciężka. A może – słuchaj Mamuś – Pani w przedszkolu kiedyś mówiła, że dawno, dawno temu niektóre zwierzaki dostały skrzydeł i zaczęły latać. Może nasz żółwik też sobie pofrunął? – Może Gosiu. –To weźmy tę skorupkę na pamiątkę. Chociaż – po chwili poważnego namysłu, bo aż ściągnęła brwi – Gosia zdecydowała : Lepiej nie. Bo jak zatęskni do swojego domku, to będzie płakać, że go już nie ma.

- Uff, jak to dobrze, że tak sobie Gosia to znalezienie żółwiowej skorupy wytłumaczyła. Przecież wiadomo, dlaczego znalazła się ona na mrowisku. Wystarczy zajrzeć do Internetu.

Po powrocie do domu Gosia z wielkim przejęciem opowiedziała wszystko babci Krysi.

Babcia Krysia energiczna emerytka, lata spędziła przy biurku jako księgowa. Mając dosyć dużych liczb, bilansów, rozliczeń, od roku zajmuje się sprzedażą obwarzanków na placu dawnej tandety. Lubi to miejsce i zajęcie. Tyle tam różnych typów ludzkich, tyle tam się dzieje. Samo życie. Jednym z ulubionych widoków było dla niej dotychczas przyglądanie się różnym zwierzętom sprzedawanym z koszyków, pudeł, kartonów. Jakie miłe te małe zwierzaki : kocięta, pieski, a ostatnio też żółwiki. Nieraz podchodziła, żeby z bliska na nie popatrzeć. Sprzedawca żółwi to pojawił się na placu niedawno. Wielkie chłopisko, o ponurej twarzy, żeby zachęcić do kupna, brał w rękę wielką jak łopata żółwika, drażnił go od spodu patykiem i demonstrował, jakie to zwierzątko ruchliwe.

Babcia Krysia nie zastanawiała się dotychczas, skąd i w jakich warunkach są te zwierzaki przywożone. Ale po tej historii opowiedzianej przez Gosię i dopowiedzianej przez synową zrozumiała, że tak być nie powinno. Dranie porywają te biedne zwierzaki , przewożą w okropnych warunkach, potem chore, zamęczone sprzedają byle komu. A koniec to śmierć takiego np. żółwika. No, ale fałszywi miłośnicy zwierząt, żeby mieć jakąś pamiątkę – chyba po wydanych pieniądzach – podrzucają martwe zwierzę na mrowisko. A mrówki zrobią swoje, „idealnie” wyczyszczą skorupkę!

Trzeba tępić to okrucieństwo. Niedoczekanie dla takich drani – zdecydowała babcia Krysia i omówiła sprawę z Józkiem, znajomym ze Straży Miejskiej.

O, akurat pojawił się ten facet z żółwiami. Już położył karton na ziemi i zaczyna otwierać. No, to dzwonię do Józka. Tak jak się umówiliśmy, żeby nie spłoszyć ptaszka, mówię tylko : Stary, wszystko okay. - O, już idzie Józek i to nie sam. Z jakimś drugim, pewnie też strażnikiem. Już mają tego faceta. Chciał uciekać, ale nie zdążył się pozbierać. Dobrze mu tak.

-Dokumenty proszę - mówi Józek. Skąd ma pan te żółwie? Że co, że znalazł pan? Całe pudło i to takich egzotycznych? - A bratku – dodał drugi strażnik – my się znamy już z Kleparza! Teraz się nie wywiniesz. To recydywa! Zabulisz sporo na ochronę zwierząt. A teraz pojedziesz z nami do komisariatu. Zwierzaki zawieziemy do weterynarza, a potem trafią do ZOO.