Jak istniejemy…

Pierwsze skojarzenie to egzamin z filozofii, trud przekazania krótko istoty filozofii egzystencjalnej, niewykładanej na uczelni w czasach moich magisterskich studiów. Wszystko, co czytałam na ten temat, to książka Leszka Kołakowskiego. W marksizmie/materializmie,  wiadomo: „byt określa świadomość”, a ja chcę przekonać profesora, że przed bytem pierwsza jest świadomość. Zdałam, ale przy okazji nagadałam trochę głupstw. Pozostaję jednak do dziś konsekwentna: istniejemy dzięki świadomości innych. Na marginesie: „jak nas widzą tak nas piszą”. A co z tym co ukrywamy? 

Istniejemy służąc innym, bo jest to droga do zderzenia się naszego „ja” z drugim „ja”, pojawienia się w jego świadomości. Istniejemy wewnętrznie - w dialogu z sobą, postrzegając jednocześnie otaczający świat ludzi, zwierząt, roślin, przedmiotów - niby martwych, ale żyjących, bo posiadają swoją historię. Obecna cywilizacja zalewa nas nadmiarem informacji, wrażeń. Ulegamy złudnym sygnałom i cały czas uczymy się odróżniać fakty od wyobrażeń. Szukamy prawdy, błądzimy i naprawiamy błędy. Stawiamy pytania nie zawsze otrzymując jednoznaczne odpowiedzi. Mamy wolność wyboru, ale jednocześnie pozostajemy pełni wątpliwości. Do tego przychodzi nam odpowiedzialnie uczyć innych!

Istniejemy cieleśnie, doświadczamy przyjemności i bólu. Czy w bólu świadomość istnienia jest głębsza, niż gdy zmysły sycą się przyjemnościami? Przekraczamy bariery.

Oceniamy chętniej otoczenie, mamy odwagę oceniać siebie. Czy zawsze? Z jakim skutkiem? Niech to będzie tajemnicą istnienia każdego z nas.

Istniejemy dzięki pamięci innych, szczególnie bliskich, stąd rola tradycji. Czy świadomie dążymy, by pozostawić po sobie ślad? Czy za wszelką cenę? Dla wielu jest obojętne, jak się o nich mówi, byle tylko istnieli w świadomości otoczenia.  W świadomości innych istniejemy nawet, jeśli zostawiamy tylko nikłe ślady codziennego bytowania. Często istniejemy inaczej, nierzadko wbrew wszelkim przeszkodom, jako chorzy, niepełnosprawni, wszelkiego rodzaju odmieńcy, po prostu inni.